Sezon na dwa kółka – Pochodnia Czerwiec 2016

Sezon na dwa kółka – Beata Rędziak

„Żyj aktywnie – dziel się pasją” – to hasło wywoławcze Fundacji Niewidomi na Tandemach. Dla Tadeusza Rogowskiego, który ją założył, to jednak coś więcej niż tylko hasło. To przede wszystkim doświadczenie realnego dzielenia się z innymi swoją rowerową pasją.


– Od zawsze lubiłem rower, co było utrapieniem dla mojej mamy, bo jak wyjeżdżałem rano, to wracałem wieczorem. Najbardziej dotkliwą stratą po stopniowej utracie wzroku była właśnie ta – brak możliwości kierowania rowerem, bo każdą inną można nadrobić. Moja przygoda z tandemem trwa już od 15 lat, najpierw jeździliśmy z bratem – mówi Tadeusz Rogowski. Z tej pasji powstała właśnie w Bolesławcu Fundacja Niewidomi na Tandemach w 2015 r., a pomysł na to zrodził się podczas prywatnej wyprawy niewidomych w 2013 r. od źródeł Wisły do ujścia.

Tandemy nie tylko od święta
We wrześniu ubiegłego roku odbył się pierwszy zorganizowany przez Fundację 2-dniowy rajd wokół Malborka, w październiku – dwa rajdy m.in. 6-dniowy z Gdyni do Torunia na 7 tandemów. W maju tego roku 12 tandemów przejechało w 6 dni po Dolnym Śląsku – z Wrocławia przez Wałbrzych, Jelenią Górę do Legnicy. Oprócz uczestników była jeszcze kadra, nawigator, kierowca, przewodnik – w sumie 28 osób. – To już duża grupa do zorganizowania. Udało się, choć zawsze trzeba wyciągać wnioski i poprawiać na przyszłość. Największy problem jest ze znalezieniem pilotów. I to też zawsze cieszy mnie najbardziej, że po każdym rajdzie zostają pary, które na co dzień jeżdżą razem. Zdarza się, że pilot i niewidzący razem kupują tandem. Piloci to też pasjonaci jazdy rowerowej i tą pasją dzielą się z nami. Nie zawsze ogranicza się to tylko do jeżdżenia, ale po prostu do serdecznej znajomości, wspólnych spotkań i wyjść – mówi Tadeusz Rogowski.
Żeby zaradzić problemowi braku pilotów, powstał pomysł bazy kontaktów. – Tym zajmuje się Kuba Terakowski, który łączy pilotów i niewidomych w pary, które mogą razem jeździć – dodaje. „Zasada działania projektu jest prosta: niewidomi oraz wolontariusze wypełniają odpowiednie formularze, a koordynator przekazuje wzajemnie dane kontaktowe osobom z tej samej miejscowości (rejonu). Zgłoszenia przyjmowane są zarówno od osób dysponujących tandemem, jak i nie posiadających go.
Zasięg przejażdżek zainteresowani ustalają pomiędzy sobą. Mogą to być zarówno pojedyncze, krótkie spacery, jak i wyprawy wielodniowe” – czytamy na stronie projektu Niewidomi na Tandemach (www.terakowski.republika.pl). W tej chwili w bazie z całej Polski jest 127 osób niewidomych bez tandemu, 87 z tandemem, 375 wolontariuszy bez tandemu i 21 z tandemem.
Fundacja Niewidomi na Tandemach powstała przede wszystkim po to, żeby pozyskiwać środki na wyprawy rowerowe. W zależności od tego, w jakim projekcie uda się to zrobić, mogą w nich brać udział osoby z różnych województw. W ostatnim rajdzie po Dolnym Śląsku, który finansowany był ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach drugiej edycji projektu „Odkrywamy 60 pomników historii Polski. Integracja społeczna osób zagrożonych wykluczeniem w dostępie do kultury”, brali udział ludzie z całej Polski – od Bieszczad po Pomorze.

Bakcyl równa się frajda
– Spotkałam się z tą inicjatywą za pośrednictwem Internetu i postanowiłam spróbować. Uwielbiam jeździć na rowerze i dzielenie się swoją pasją jest przyjemnością. W ciągu 6 dni po Dolnym Śląsku przejechaliśmy ok. 300 km. To pierwsze takie moje doświadczenie, ale na pewno nie ostatnie – opowiada Sabina Wielgosz. Mieszka na Podkarpaciu, na co dzień pracuje jako fizjoterapeutka, w związku z czym ma doświadczenie przebywania z osobami z niepełnosprawnością, ale tutaj po raz pierwszy zetknęła się z niewidomymi. – To wspaniali ludzie i jestem pod wrażeniem. Na początku miałam stres, bo bierze się odpowiedzialność za osobę z tyłu, trzeba też opowiadać, co się widzi, trzeba się do tego przyzwyczaić – dodaje.
Starymi tandemowymi wygami są już Daniel Borejszo i Arek Burzyński ze Szczecina. Razem w zeszłym roku przejechali 3 tys. km. – Wciągnął mnie w to Andrzej, jeden z pierwszych tutaj pilotów, który jeździł z Arkiem, i tak trwa to już ok. 3 lat – mówi Daniel, tandemowy pilot. – Z Arkiem dużo gadamy, śmiejemy się, żartujemy, nie potrzebujemy krótkofalówek. Arek mówi, że ma tylko jedną wadę – że nie widzi – śmieje się. Arek stracił wzrok w 1998 r., jako widzący dużo jeździł na rowerze, a przygoda z tandemem rozpoczęła się tuż po rajdzie wzdłuż Wisły. – Jeżdżę już 3 lata, wciągnąłem w to żonę – ona ma niewidomą siostrę, która też jeździ. Mieszkamy blisko niemieckiej granicy, a tam są świetnie zrobione ścieżki rowerowe, więc często jedziemy na dłuższe wyprawy z grillem. Jak ktoś złapie bakcyla, to to jest niesamowita frajda – mówi Arek. Zaznacza, że często ludzie boją się masy roweru przy pilotowaniu, a to wszystko jest kwestią przyzwyczajenia i w rzeczywistości nie stanowi większego problemu. – My sezonu nie kończymy, rozpoczynamy go 1 stycznia i jeździmy, tylko po śniegu nie – dodaje. Szczecinianie aktywnie prowadzą facebookowy profil „Niewidomi na Tandemach Szczecin i Okolice”.

Emocje i satysfakcja
– Najważniejsze w tym wszystkim jest też pokonywanie własnych słabości, przekraczanie siebie. Niekiedy to są ogromne emocje, jest i płacz, i brak siły, ale tym większa satysfakcja, że się to pokonało i dojechało do celu. I piękne jest to, że człowiek jadąc wyłącza się, jest tu i teraz, nie myśli o niczym innym – mówi Tadeusz Rogowski. Co ciekawe, do Fundacji odzywają się też osoby lub rodzice dzieci z innymi niepełnosprawnościami np. porażeniem mózgowym, autyzmem, mukowiscydozą. – W przyszłości chciałbym rozszerzyć działania Fundacji, takie osoby brały już zresztą udział w rajdzie wokół Szczecina. Osoby z mukowiscydozą mogą być doskonałymi pilotami dla nas, nie ma ku temu żadnych przeszkód – dodaje.
Tandemowe wyprawy od 2002 r. organizuje też Koło Polskiego Związku Niewidomych w Mikołowie.
– Turystyka rowerowa jest aktywną metodą rehabilitacji; częsty problem osób z niepełnosprawnością to trudność w wyjściu z domu. Rower jest na pewno dobrą mobilizacją do tego – mówi Kornel Chmiel, prezes Koła PZN w Mikołowie. Tandemy wśród osób z dysfunkcją wzroku były popularne już wcześniej, m.in. Koło PZN w Wodzisławiu organizowało takie wyprawy po województwie śląskim. – Chcieliśmy z moim kolegą Antonim Ludwigiem, by to były rajdy dłuższe, po Polsce. Interesuje nas przede wszystkim turystyka kwalifikowana, czyli nie jak największa liczba przejechanych kilometrów, ale program zwiedzania i poznawania kultury danego regionu, jego zabytków, historii i kuchni – mówi Chmiel.
W tym roku odbędzie się już XIV rajd po Wielkopolsce na 9 tandemów. W zeszłym roku wyprawa odbyła się na Kaszubach. Jednak przez te wszystkie lata uczestnicy wypraw tandemowych z mikołowskiego koła byli m.in. na Roztoczu, w Bieszczadach, na Mazurach, w Borach Tucholskich, Roztoczu i Lwowie, Kielecczyźnie, Puszczy Kampinoskiej. – W przyszłym roku marzy mi się jubileuszowy rajd, ale już międzynarodowy – mówi Kornel Chmiel.
Zdarzyło się i tak, że rowerowy tandem przerodził się w tandem na całe życie. Bogumiła o tandemach dowiedziała się przypadkiem, i po prostu postanowiła spróbować. Okazało się to początkiem zupełnie innej historii. – Na pierwszej wyprawie byłam na Roztoczu. Zwykle nie jest tak, że od początku do końca jest przypisany jeden przewodnik do jednej i tej samej osoby. Na początku jeździłam z kimś innym, ale na trzeciej wyprawie, chyba do ziemi lubuskiej, choć nie pamiętam dokładnie, gdzie to było, przydzielono mi Tomka. Jak się później okazało, mojego przyszłego męża – opowiada. To nie jedyna taka historia.

Jak to jest?
Ciekawość, jak to jest, kierowała Ewą Michalską, która była już pilotem na kilku wyprawach. – Dowiedziałam się przypadkiem o takiej możliwości – moja siostra chodziła na lekcje gitary do Doroty Chmiel, żony Kornela. Pierwszy raz pojechałam w 2006 r. na Mazury, to był rajd rowerowy połączony ze spływem kajakowym Krutynią. Podoba mi się taka forma aktywnego spędzania czasu, wyjazdy są zresztą świetnie zorganizowane, zwiedza się mnóstwo zabytków, a przy okazji można zrobić coś dobrego dla innych – opowiada.
Podkreśla, że to działa też w drugą stronę. – Nauczyłam się podczas tych wypraw postrzegania rzeczywistości innymi zmysłami, nie tylko wzrokiem. Pamiętam, kiedy jechałam z Kornelem i w pewnym momencie zapytał mnie, czy przejeżdżamy koło tartaku. Tak było faktycznie, ale ja zauważyłam to dopiero po tym pytaniu, a on rozpoznał go po zapachu – relacjonuje Ewa. – Jadąc, opowiadałam Kornelowi, co widać, jakie mijamy krajobrazy, a on potem, wieczorem, gdy odpoczywaliśmy, opowiadał to innym – wspomina.
– Dobry przewodnik jest jak orkiestra na weselu. Jego zadaniem jest przygotować program wyprawy. To musi być osoba z wiedzą, która też musi z nami jeździć na rowerze, a nie sterować zdalnie, musi to lubić, znać historię. Trafiliśmy np. na doskonałego przewodnika po Roztoczu – Karola Piskorskiego. Zdarzyło się tak, że jedna para nie mogła absolutnie zgrać się na tandemie; to też jest możliwe. Przewodnik tak ułożył im program, że dziennie przemierzali pieszo nawet ok. 40 km – opowiada Chmiel.
– Kiedy odebrałem telefon z prośbą o zorganizowanie rajdu rowerowego dla niewidomych, myślałem, że to jakiś głupi żart. Okazało się, że dla niewidomych z Mikołowa z województwa śląskiego jazda na rowerze to normalka. (…) Opracowanie trasy 11-dniowego rajdu dla osób z dysfunkcją wzroku było nie lada wyzwaniem. Na szczęście miałem pomoc od samych zainteresowanych, którzy stopniowo wprowadzali mnie w tajniki rehabilitacji osób niewidomych i słabowidzących, i udzielali wskazówek co do przebiegu trasy i atrakcji – pisze na stronie klubu turystyki rowerowej „Eskapada” Jerzy Tokajuk, przewodnik grupy rowerowej z Mikołowa po Podlasiu.
Zatem tandemy dla niewidomych to nie żart, ale czysta rehabilitacja, satysfakcja i samo zdrowie. Na szczęście są miejsca, gdzie można znaleźć ujście dla swojej rowerowej pasji – zarówno będąc niewidomym, jak i widzącym.